czyli o tym, dlaczego przez najbliższy tydzień
nie warto się upiększać przed lustrem w domu.
Dziś każda z obywatelek szacownych, polskich miast i konsumentek, jak nas fachowo nazywają marketingowcy, mogła zainaugurować tygodniowy tour po drogeriach. Na pierwszy ogień poszedł zatem Super-Pharm, mniej dostępny dla mas z racji rzadszych lokacji. Niestety, 'zakupoholis' zebrał swoje żniwo wśród zatrważającej ilości kobiecej publiki. Dowody?
Po przestąpieniu progu sklepu dało się zauważyć masy samic, kotłujących się wokół makijażowych szaf. Czy którakolwiek z tej dzikiej bandy pamiętała, co oznacza słowo tester? Otwieranie nowych podkładów i rozkręcanie świeżych tuszy do rzęs, po czym wrzucanie do koszyka tego, czego same nie zmacały zakrawa o świętokradztwo. Nawet głupie naklejki na zakrętkach nie oprą się sile ich zręcznych paluchów. Trudno ten bezmyślny proceder nazwać więc inaczej niż po prostu świństwem, które powinno zostać obarczone konsekwencjami. (Zmacałaś produkt, który nie jest testerem = kupujesz go bez dyskusji).
Ale skoro widok pani X, robiącej sobie w drogerii cały makeup, nie robi na nikim wrażenia, a obsługa sklepu w takich "gorących okresach" nie ma zwykle czasu na należyte dopilnowanie klientek, dzikusek pojawia się coraz więcej. Są nimi nie tylko rozszczebiotane uczennice podstawówek czy gimnazjów, jaki zwykł się zatrzeć stereotyp. Takich działań dopuszczają się także dorosłe, eleganckie, dobrze ubrane i odkarmione damy, po których nawet byście się nie spodziewały. W takich momentach jesteśmy w stanie poznać ich prawdziwą naturę- nieposkromione łakomstwo i maniakalny egoizm.
Podsumowanie: Jak na razie 1:0 dla Super-Pharm za szybsze reagowanie na nastroje klientek. I czerwona kartka dla dzikusek. Jakie natomiast zastaną nas widoki na jutrzejszej promocji w Rossmannie- oby nie śmielsze, niż te dzisiejsze.
Na koniec, żeby w międzyczasie nie pozwolić opaść ciśnieniu:



